Spacer po mieście z Mary Jane

Wydaje mi się, że w Polsce tak to już jest. Od wyborów do wyborów. Tematy trudne są zakrzykiwane, ktoś z pryncypałów opowiada się za ktoś przeciw – jak rabini z Brooklyńskiej rady Żydów i ostatecznie przechodzą w zapomnienie. Z komórki spraw olanych wyciąga je tylko nagły przypadek tragedii, by ponownie spowodować kłótnię. Taka właśnie jest tajemnicza marihuana, prawdopodobnie zrobiona z konopi.


Wielu zadaje sobie pytanie: Zalegalizować marihuanen? Na co to? Komu to potrzebne? Odpowiedź jest prosta: nie wiem, ale się wypowiem. Każdy Polak tak robi.
Najpierw trzeba zdefiniować czym ta marihuana jest. Zapewne opierając się na większości policyjnych raportów, można dojść do wniosku, że: nikt nie wie gdzie ją kupić, nikt jej nie pali, nie wiem skąd się tutaj wzięła, znalazłem ją. W takiej sytuacji osoba, która posiada więcej niż gram suszu konopnego z automatu staje się przestępcą i groźnym dilerem.


Czasy się zmieniają, coraz więcej krajów legalizuje marihuanę zmniejszając obostrzenia związane z hodowanie czy posiadaniem, co jest możliwe u naszych południowych sąsiadów, w Kanadzie czy Urugwaju, ale nie w Polsce – u nas dalej to samo. W powieści kryminalnej Katar Stanisława Lema z roku 1975, pojawia się postać nazwana Poziomkowy, która opisana została jako narkoman zażywający marihuanę i został on przedstawiony na równi z osobą zażywającą LSD. Mimo upływu 45 lat od premiery mam wrażenie, że sposób postrzegania jej w naszym kraju nie postąpił nawet o krok.
Dość dziwna sytuacja, jeśli skontrastować ją z bogatym wachlarzem narkomańskich akcesoriów, jak: bletki, lufki, bongo, młynki, fajki itp., które można dostać w każdym mieście czy miasteczku, w praktycznie każdym sklepie. Ale moment, do czego konsumenci wykorzystują te legalnie kupione, opodatkowane sprzęty? Co oni z tego palą? Tytoń czy może marihuanę CBD? Zaraz, zaraz. Na opakowaniach, tego specyfiku nie posiadającego substancji psychoaktywnych THC, w dawce większej niż 0,2% składu, widnieje informacja, że produkt nie jest przeznaczony do palenia! Zastanawiam się więc do czego to cholera służy?


Dlaczego traktujemy się jak bezmyślnych głupków? Przecież każdy wie po co to istnieją te wszystkie „sprzęty kolekcjonerskie” chowane w strachu przed władzą. Stańmy w prawdzie: ten kto kupuje, ten pali. Mój serdeczny przyjaciel całkiem niedawno kupił gotowego, skręconego i pięknie zapakowanego blunta CBD, po czym spalił go w drodze do domu. Opowiadał, że idąc przez miasto czuł niezwykłą dumę, gdy tak szedł przez miasto z tlącym się jointem, z paragonem na dowód zakupu i legalności „towaru” w kieszeni. Czuł się wolny.


Jestem ciekaw, jak długo potrwa ta farsa. Kiedy zmieni się postrzeganie marihuany ze stanu niebezpiecznego narkotyku w zwykłą używkę. Niech wszyscy ci kolekcjonerzy w końcu dotrwają do chwili, gdy legalnie będą mogli użyć ich po raz pierwszy. Oby dożyli, wznieśmy kieliszki za ich zdrowie, przecież wódka nie szkodzi.